Od pewnego czasu przebywam na wikiwakacjach działając na Wikipedii w sposób bardzo ograniczony. Po trochu z powodu braku czasu, po trochu z powodu zmęczenia materiału.
Nie ma jednak tego złego coby na dobre nie wyszło. Dzięki temu uzmysłowiłem sobie co mnie najbardziej w dzisiejszej Wikipedii i okołowikipedycznej części świata uwiera.
Najbardziej chyba dobija mnie wykształcenie się czegoś co nazywam wikinomenklaturą. O dziwo nie stanowią jej bynajmniej admini o najdłuższym stażu. Są to zazwyczaj użytkownicy ze stażem 2-3 letnim. Owa wikinomenklatura celuje, w moim odczuciu, w bardzo rygorystycznie podchodzi do zasad, a często wręcz zaleceń, które zasadami nigdy się nie stały...
Kolejnym problemem jest odejście od zasady zakładania dobrej woli. Najlepszym tego przykładem jest istnienie administracyjnego molocha zwanego OTRS, bez którego nikt nie może przesłać na Commons grafik podarowanych przez kogoś innego. Walczy się o pozyskanie nowych zasobów jednocześnie mocno utrudniając ich przesyłanie. OTRS zniechęcił co najmniej 5 osób, które znam osobiście ze świata "realnego" do przekazania grafik na wolnej licencji.
Ostatnim który wymienię, choć nie ostatnim w ogóle, jest problem o którym już pisałem - ciągłe komplikowanie kodu wiki. Po tym gdy wykonano krok wprzód, gdy HTML zastąpiono wikikodem wykonaliśmy dwa kroki wstecz wprowadzając m. in. szablony warunkowe...
Mam nadzieję, że ta kartka skłoni choć jedną osobę do refleksji... każdy wikipedysta świadom problemów, które sami tworzymy, przybliża nas do ich rozwiązania.
piątek, 21 sierpnia 2009
niedziela, 5 lipca 2009
Oczywiste oczywistości
Swego czasu wiele osób wstawiało do haseł na Wikipedii szablon "stub" chcąc pokazać, że artykuł jest krótki, co było przecież widać i bez tego. Z czasem zaczęto wprowadzać stuby tematyczne i zaczęło się sortowanie tych zbędnych szablonów. Oczywiście wszystko w imieniu "poprawy jakości" projektu.
Od pewnego czasu zauważam u niektórych, również adminów, podobne zachowania. Tym razem wstawia się jak leci szablony mówiące o konieczności dopracowania, lub braku źródeł (czyli o również o "oczywistych oczywistościach"). Jeśli na tym ma polegać poprawa jakości to ja apeluję: Nie walczmy o jej poprawę, bo w ten sposób jej tylko szkodzimy. Poprawa jakości to mrówcza praca polegająca na wstawianiu tychże źródeł. Wstawianie szablonów zaś to w najlepszym przypadku jałowe działanie niemające nic wspólnego z deklarowanym celem, zaś w najgorszym wręcz działanie na szkodę projektu poprzez zaśmiecanie go ozdobnikami, a przez to obniżanie jego jakości.
Od pewnego czasu zauważam u niektórych, również adminów, podobne zachowania. Tym razem wstawia się jak leci szablony mówiące o konieczności dopracowania, lub braku źródeł (czyli o również o "oczywistych oczywistościach"). Jeśli na tym ma polegać poprawa jakości to ja apeluję: Nie walczmy o jej poprawę, bo w ten sposób jej tylko szkodzimy. Poprawa jakości to mrówcza praca polegająca na wstawianiu tychże źródeł. Wstawianie szablonów zaś to w najlepszym przypadku jałowe działanie niemające nic wspólnego z deklarowanym celem, zaś w najgorszym wręcz działanie na szkodę projektu poprzez zaśmiecanie go ozdobnikami, a przez to obniżanie jego jakości.
poniedziałek, 18 maja 2009
Konsensus, zasady, zalecenia, zmiany...
Od dłuższego czasu zauważam, podobnie jak wielu wikipedystów, potrzebę uporządkowania "przepisów", dzięki którym nasz projekt funkcjonuje w sprawach małych i codziennych, jak i tych większych i rzadszych. W przeciwieństwie do wielu z nas uważam, że reformy powinniśmy zacząć od podstaw.
Przez "podstawy" w tym wypadku rozumiem wypracowanie spójnych i klarownych metod stanowienia "prawa" na Wikipedii. Bo czymże jest najlepszy nawet projekt reform, którego nie wprowadza się w sposób ogólnie akceptowalny?
Z tego powodu za najpilniejsze uznałbym definicji "konsensusu" nadając jej kształt, który nie będzie manifestem ideologicznym, a pragmatycznym określeniem granicy między tym co na Wikipedii nazwiemy konsensusem a co jego brakiem.
Przez "podstawy" w tym wypadku rozumiem wypracowanie spójnych i klarownych metod stanowienia "prawa" na Wikipedii. Bo czymże jest najlepszy nawet projekt reform, którego nie wprowadza się w sposób ogólnie akceptowalny?
Z tego powodu za najpilniejsze uznałbym definicji "konsensusu" nadając jej kształt, który nie będzie manifestem ideologicznym, a pragmatycznym określeniem granicy między tym co na Wikipedii nazwiemy konsensusem a co jego brakiem.
czwartek, 2 kwietnia 2009
Mowa jest srebrem, ale milczenie jest złotem
Ile razy można przeczytać w różnych dyskusjach na Wikipedii wypowiedzi które najlepiej oddaje formułka "nie znam się, ale moim zdaniem..."
Mnie takie głosy zdumiewają. Osoby, które w jednym ciągu myślowym przyznają się do niewiedzy w danym temacie (co przecież nie jest wstydem, gdyż nikt z nas nie zna się na wszystkim, lub choćby na większości możliwych tematów), jednocześnie wygłaszają swoją opinię, która w praktyce zazwyczaj traktowana jest na równi z głosem osób, które pokazują, że są zaznajomione z problemem.
W ten sposób po raz kolejny udowadniamy sami, że Wikipedia to nie demokracja... ale też i nie merytokracja. Znacznie bliżej jej w takich momentach do ochlokracji.
A rozwiązanie jest proste... choć zarazem bardzo skomplikowane, gdyż wymaga samodyscypliny i pokory. Nie wstydźmy się powiedzieć "nie znam się, więc nie wyrażę swojej opinii". Świadomość swojej niewiedzy jest przecież cnotą. To przecież Sokratesowi przypisuje się stwierdzenie "Wiem, że nic nie wiem".
Zatem apeluję do wszystkich - nauczmy się milczeć, lub przynajmniej nie wyrażać opinii w tematach o których nie wiemy nic, niewiele, lub niewystarczająco dużo.
Mnie takie głosy zdumiewają. Osoby, które w jednym ciągu myślowym przyznają się do niewiedzy w danym temacie (co przecież nie jest wstydem, gdyż nikt z nas nie zna się na wszystkim, lub choćby na większości możliwych tematów), jednocześnie wygłaszają swoją opinię, która w praktyce zazwyczaj traktowana jest na równi z głosem osób, które pokazują, że są zaznajomione z problemem.
W ten sposób po raz kolejny udowadniamy sami, że Wikipedia to nie demokracja... ale też i nie merytokracja. Znacznie bliżej jej w takich momentach do ochlokracji.
A rozwiązanie jest proste... choć zarazem bardzo skomplikowane, gdyż wymaga samodyscypliny i pokory. Nie wstydźmy się powiedzieć "nie znam się, więc nie wyrażę swojej opinii". Świadomość swojej niewiedzy jest przecież cnotą. To przecież Sokratesowi przypisuje się stwierdzenie "Wiem, że nic nie wiem".
Zatem apeluję do wszystkich - nauczmy się milczeć, lub przynajmniej nie wyrażać opinii w tematach o których nie wiemy nic, niewiele, lub niewystarczająco dużo.
poniedziałek, 23 lutego 2009
Admini kadencyjni?
Co pewien czas pad na Wikipedii pomysł wprowadzenia kadencyjności w sprawowaniu funkcji admina. Zwolennicy tego pomysłu zazwyczaj argumentują swoje pomysły koniecznością kontroli czy admini nie utracili zaufania społeczności.
Ta z pozoru szczytna idea jest jednak skażona. Teoretycznie rozwiązuje jeden problem generując kolejne.
Do zadań admina należą: wykrywania i zwalczanie przestępstw wobec Wikipedii (typu wandalizm, trolling), a także pomoc innym, mniej doświadczonym Wikipedystom... obraz ten przypomina... Milicjanta z filmów epoki PRL! Dobry admin to krzyżówka Borewicza z "07 zgłoś się!" i wujka "Dobrej Rady" z "Misia". Może to z pozoru karykaturalne porównanie, lecz istota pozostaje niezmienna. Admin to stróż prawa. A policjant z zasady nie jest funkcją kadencyjną. Nawet w USA, gdzie istnieje kadencyjny urząd szeryfa, funkcjonariusze strzegący na porządku federalnym są mianowani i niekadencyjni (poza najwyższymi urzędnikami).
Z czego wynika taka sytuacja? Otóż zadanie m takiego stróża jest dbanie o dobro projektu, które niekoniecznie musi iść w parze z zabieganiem o jak najszersze poparcie dla swoich działań wśród potencjalnych wyborców. Łatwo sobie wyobrazić, że kadencyjni admini będą jak ognia wystrzegać się wszelkich działań, które mogłyby narazić ich na niezadowolenie jakieś grupy Wikipedystów.
Stwarza to zagrożenie wystąpienia zaburzeń w pracy projektu do załamania systemu obrony, który w opinii wielu jest i tak niewydolny.
Ta z pozoru szczytna idea jest jednak skażona. Teoretycznie rozwiązuje jeden problem generując kolejne.
Do zadań admina należą: wykrywania i zwalczanie przestępstw wobec Wikipedii (typu wandalizm, trolling), a także pomoc innym, mniej doświadczonym Wikipedystom... obraz ten przypomina... Milicjanta z filmów epoki PRL! Dobry admin to krzyżówka Borewicza z "07 zgłoś się!" i wujka "Dobrej Rady" z "Misia". Może to z pozoru karykaturalne porównanie, lecz istota pozostaje niezmienna. Admin to stróż prawa. A policjant z zasady nie jest funkcją kadencyjną. Nawet w USA, gdzie istnieje kadencyjny urząd szeryfa, funkcjonariusze strzegący na porządku federalnym są mianowani i niekadencyjni (poza najwyższymi urzędnikami).
Z czego wynika taka sytuacja? Otóż zadanie m takiego stróża jest dbanie o dobro projektu, które niekoniecznie musi iść w parze z zabieganiem o jak najszersze poparcie dla swoich działań wśród potencjalnych wyborców. Łatwo sobie wyobrazić, że kadencyjni admini będą jak ognia wystrzegać się wszelkich działań, które mogłyby narazić ich na niezadowolenie jakieś grupy Wikipedystów.
Stwarza to zagrożenie wystąpienia zaburzeń w pracy projektu do załamania systemu obrony, który w opinii wielu jest i tak niewydolny.
środa, 21 stycznia 2009
Krytyka "zdrowego rozsądku"
O tym, że zasada "zdrowego rozsądku" jest kiepskim pomysłem pisałem już wcześniej. Tym razem postarałem się streścić zastrzeżenia wynikające z moich przemyśleń i w formie pigułki, którą umieściłem na Wikipedii.
Mam nadzieje, że przyczyni się ona do rozwoju naszego projektu. Jednak jak napisałem tamże, nie można być tego pewnym. Jesteśmy tylko omylnymi ludźmi i nie powinniśmy o tym zapominać. Być może każdemu z nas, wikipedystów, tak jak tryumfującemu wodzowi rzymskiemu powinien towarzyszyć niewolnik szepczący "Hominem te memento" - Pamiętaj, że jesteś tylko człowiekiem...
Mam nadzieje, że przyczyni się ona do rozwoju naszego projektu. Jednak jak napisałem tamże, nie można być tego pewnym. Jesteśmy tylko omylnymi ludźmi i nie powinniśmy o tym zapominać. Być może każdemu z nas, wikipedystów, tak jak tryumfującemu wodzowi rzymskiemu powinien towarzyszyć niewolnik szepczący "Hominem te memento" - Pamiętaj, że jesteś tylko człowiekiem...
sobota, 20 grudnia 2008
Blaise Pascal i głosowanie SdU
Obserwując niepodparte niczym namacalnym stwierdzenia, że głosowanie na SdU jest zbędne przypomniałem sobie o Zakładzie Pascala. Krytykowany za swoje uproszczenia zdaje się jednak idealnie pasować do sytuacji SdU.
Otóż mamy dwa, wzajemnie wykluczające się założenia:
1. Poczekalnia SdU rozwiązuje wszystkie możliwe problemy i głosowanie jest zbędne
2. Niektórych problemów w poczekalni nie da się rozwiązać i SdU może okazać się przydatne w jednostkowych sytuacjach
Mamy też dwa możliwe, wzajemnie się wykluczające rozwiązania:
1. Zostawiamy głosowanie SdU jako drugą instancję
2. Likwidujemy głosowanie
Przeanalizujmy teraz możliwe kombinacje:
1. Poczekalnia SdU załatwia wszystko, głosowanie jest zlikwidowane - wygrana
2. Poczekalnia SdU załatwia wszystko, głosowanie zostaje - brak przegranej, po prostu nie korzystamy z drugiej instancji
3. Poczekalnia SdU nie załatwia wszystkiego, głosowanie zostaje - wygrana
4. Poczekalnia SdU nie załatwia wszystkiego, a głosowania nie ma - przegrana, wylaliśmy dziecko z kąpielą.
Wniosek nasuwa się jeden - przy pozostawieniu głosowania jako drugiej instancji nic nie tracimy, możemy tylko zyskać.
Autorzy propozycji zawieszenia SdU na 3 miesiące pewnie zaraz się obruszą, że przecież eksperyment udowodni (nie)zbędność głosowania... Powiem tylko, że taki dowód to żaden dowód. Jest to argument zbliżony do stwierdzenia, po 3 miesięcznej obserwacji jakiegoś miejsca na Ziemi, że skoro przez ten okres nie zaobserwujemy w danym miejscu opadów śniegu to śnieg tam nigdy nie pada.
Otóż mamy dwa, wzajemnie wykluczające się założenia:
1. Poczekalnia SdU rozwiązuje wszystkie możliwe problemy i głosowanie jest zbędne
2. Niektórych problemów w poczekalni nie da się rozwiązać i SdU może okazać się przydatne w jednostkowych sytuacjach
Mamy też dwa możliwe, wzajemnie się wykluczające rozwiązania:
1. Zostawiamy głosowanie SdU jako drugą instancję
2. Likwidujemy głosowanie
Przeanalizujmy teraz możliwe kombinacje:
1. Poczekalnia SdU załatwia wszystko, głosowanie jest zlikwidowane - wygrana
2. Poczekalnia SdU załatwia wszystko, głosowanie zostaje - brak przegranej, po prostu nie korzystamy z drugiej instancji
3. Poczekalnia SdU nie załatwia wszystkiego, głosowanie zostaje - wygrana
4. Poczekalnia SdU nie załatwia wszystkiego, a głosowania nie ma - przegrana, wylaliśmy dziecko z kąpielą.
Wniosek nasuwa się jeden - przy pozostawieniu głosowania jako drugiej instancji nic nie tracimy, możemy tylko zyskać.
Autorzy propozycji zawieszenia SdU na 3 miesiące pewnie zaraz się obruszą, że przecież eksperyment udowodni (nie)zbędność głosowania... Powiem tylko, że taki dowód to żaden dowód. Jest to argument zbliżony do stwierdzenia, po 3 miesięcznej obserwacji jakiegoś miejsca na Ziemi, że skoro przez ten okres nie zaobserwujemy w danym miejscu opadów śniegu to śnieg tam nigdy nie pada.
Subskrybuj:
Posty (Atom)